Grała Kapela INO INO…

 Mirosław Trociuk

Grała Kapela INO INO…

Gra Kapela Ino Ino ucha cha,
gra Kapela Ino Ino u! cha!

Takim oto szlagwortem Szkolna Kapela INO INO działająca w I Liceum Ogólnokształcącym im. Tadeusza Kościuszki od 1975 roku do początku lat osiemdziesiątych rozpoczynała, a czasami przeplatała, swoje koncerty. Byłem jej członkiem od chwili powstania do ukończenia przeze mnie szkoły w roku 1978. Założycielem i prowadzącym kapelę był nieodżałowany, wspaniały nauczyciel Pan Profesor Feliks Pałka. Uczył (i nauczył) mnie języka angielskiego oraz historii (w klasie pierwszej). Lekcje angielskiego wzbogacane były wielokrotnie nauką piosenek śpiewanych przez uczniów w języku angielskim. Kiedyś w klasie pierwszej ogromne wrażenie zrobiła na mnie scena, kiedy to Pan Profesor usiadł przy pianinie i ze swobodą zaczął śpiewać i grać. Pierwszą piosenką w języku angielskim, którą opanowała nasza klasa, była bodajże szkocka ludowa pieśń pt. „My Bonnie lies over the ocean”. Jej słowa i melodię pamiętam do dziś… Prócz tego, od początku zadziwiała mnie podczas lekcji angielskiego klarowność prezentowania przez Pana Profesora meandrów gramatyki angielskiej wraz z nieszablonowym sposobem jej graficznego tłumaczenia (na tablicy) na język polski. Komunikatywność, jasne wymagania i natychmiastowa – partnerska wręcz – relacja między uczniem i nauczycielem to charakterystyczny rys osobowości pedagogicznej Pana Profesora Pałki. 

Wróćmy jednak do historii Kapeli. Wraz z początkiem następnego roku szkolnego, czyli początkiem drugiego roku mojego pobytu w liceum, pewnego dnia pojawiła się wiadomość o próbie stworzenia w szkole zespołu muzycznego. Wiedząc o tym, kto będzie go prowadził, bez wahania wstąpiłem w jego szeregi. Kapelę o dźwięcznej nazwie „Ino Ino” tworzyli (za moich czasów) następujący uczniowie: Ludwik Sławiński – skrzypce, Maria Sławińska (siostra Ludwika) – skrzypce,  Ewa Wieliczko – mandolina, Marek Gaj – bęben, Krzysztof Górski (zastąpił Marka) – bęben,  Jan Korneluk (zastąpił Krzysztofa) – bęben, Jan Wołczko – kontrabas, Dariusz Rudzki – akordeon,   Arkadiusz Ipnar (zastąpił Dariusza, który po pewnym czasie wrócił do zespołu) – akordeon,  Mariola Smolik – akordeon, Barbara Golan – gitara i śpiew, Anna Zaborska – instrumenty perkusyjne  i  śpiew, Adela Sokołowska – instrumenty perkusyjne i  śpiew oraz, piszący te słowa, Mirosław Trociuk – gitara i śpiew.

Początki zespołu to bardzo intensywne próby muzyczne i ostateczna krystalizacja muzycznego charakteru. Nie było łatwo, ale talenty młodych muzyków i jasno wytyczony cel oraz konsekwencja prowadzącego sprawiły, że już po dwóch lub trzech miesiącach daliśmy pierwszy koncert, na którejś ze szkolnych uroczystości. Bardzo cieszyliśmy się z życzliwego przyjęcia naszego występu przez całą społeczność szkolną, zarówno uczniów, jak i nauczycieli. Od tego momentu gościliśmy na prawie każdej akademii szkolnej. Szybko też zdobyliśmy uznanie w mieście, a konkretnie we Włodawskim Domu Kultury. Pamiętam, jak zawsze serdecznie i z dużą dozą szacunku byliśmy przyjmowani przez ówczesnego dyrektora placówki Pana Janusza Kalinowskiego i pracujących tam muzyków-instruktorów. Dlatego też z wielką radością występowaliśmy na scenie WDK. Pamiętam, że wielokrotnie koncertowaliśmy obok znakomitych zespołów muzycznych Zespołu Szkół Zawodowych Nr 1 we Włodawie prowadzonych przez Pana Profesora Stanisława Chudziaka. Pamiętam też, jak podziwialiśmy kunszt muzyczny naszych kolegów i życzliwość oraz uznanie z ich strony dla naszych muzycznych poczynań. Z uwagą obserwowaliśmy ogromny i niekłamany wzajemny szacunek instruktorów obydwu zespołów. Traktowaliśmy to wówczas jako normę… Dzisiaj wiem, że taka norma jest domeną „gigantów”, bo tylko wielkość jest w stanie wielkość dostrzec i docenić. To była wspaniała lekcja na całe życie…

Pierwszy udział w przeglądzie muzycznym na szczeblu wojewódzkim i zdobycie tytułu laureata otworzyło nam deski scen muzycznych w Chełmie. Były takie okresy, kiedy to nie zdarzył się tydzień, abyśmy nie występowali na jakiejś imprezie wojewódzkiej. W tym czasie szkoła posiadała własny samochód marki UAZ, który stanowił nasz środek transportu. Każdy wyjazd był okazją do pośpiewania innego repertuaru w czasie podróży. To dowód, że muzykowania ciągle było nam mało. Wspaniała atmosfera w zespole, wzajemne przyjaźnie i autentyczna radość ze wspólnego przebywania to były wyróżniki naszej muzycznej grupy, a relacje, jakie funkcjonowały między nami, to nie były relacje jednorazowego użytku.

Wszystko to było możliwe, ponieważ cieszyliśmy się wielkim uznaniem ówczesnego Dyrektora Liceum, Pana Aleksandra Poniewozika, który dbał o to, aby Kapela miała wszystko, czego potrzebowała. Pamiętam, jak pojawiały się nowości sprzętowe (instrumenty, mikrofony, statywy, wzmacniacz…). Panu Dyrektorowi zawdzięczmy też charakterystyczne stroje, które specjalnie zostały zaprojektowane i uszyte, by z jednej strony podkreślić charakter zespołu, z drugiej zaś poprawić wizerunek sceniczny. Aby pokazać, czym była dla Dyrektora Poniewozika Kapela INO INO, warto wspomnieć, że wielokrotnie Pan Dyrektor przyjeżdżał rano w niedzielę własnym autem do domu po tych, którzy mieszkali poza Włodawą (niejednokrotnie też odwoził do domu, kiedy późno wracaliśmy z koncertu).

Kapela w swoim repertuarze miała różne utwory. Były też i takie, które promowały Włodawę i Ziemię Włodawską. Doskonale pamiętam „Balladę o Ziemi Włodawskiej”, która prócz tego, że gloryfikowała nasz region, to jednocześnie humorystycznie wytykała jego słabsze strony. Autorem tekstu był Pan Stanisław Sulimierski, pracownik WDK we Włodawie. Oto kilka zwrotek owej ballady (tekst odtworzyłem z pamięci po ponad czterdziestu latach):

Co tam Kraków, co Warszawa,
najpiękniejsza jest Włodawa.
Każdy prawie Polak powie,
do Włodawy pędź po zdrowie!

Ref. Bo Włodawska Ziemia,
z każdym dniem się zmienia.
Włodawianki ładne,
piękne są i zgrabne.

Na Włodawskie Pojezierze,
dziś każdego oko bierze.
Każdy chciałby spędzić mile,
gdzieś nad Białym piękne chwile.

Ref. Bo Włodawska Ziemia (…)

Polecamy wszem turystom,
zieleń lasów wodę czystą.
Latem kąpiel, wczasowanie,
a jesienią grzybobranie!

Ref. Bo Włodawska Ziemia (…)

Chełmiacy ot szczęście mają (oj mają),
że Włodawę posiadają.
Lublin chciał ją zabrać siłą (siłą!),
sześć województw zazdrościło!

Ref. Bo Włodawska Ziemia (…)

A Włodawa jak w przedwiośnie,
dużo kwitnie mało rośnie.
Wszędzie drzewa i korzonki,
z mieszkaniami nadal mrzonki!

Ref. Bo Włodawska Ziemia (…)

(…)

Z gastronomią jest już lepiej,
Nikt już do niej się nie czepi.
Bo Piastowska markę tę ma,
że zazdroszczą wszyscy z Chełma!

Ref. Bo Włodawska Ziemia (…)

(…)

Widać u nas jak na dłoni,
Młodzież od kultury stroni.
Co tam teatr, film, estrady,
na kulturę nie ma rady!

Ref. Bo Włodawska Ziemia (…)

(…)

Równolegle z działalnością Kapeli INO INO od pewnego momentu zaczął się toczyć mój osobisty – jakże istotny – muzyczny wątek, czyli solowe występy. Początek związany był z klasową wycieczką w góry zorganizowaną przez naszą Wychowawczynię, Panią Profesor Krystynę Brzozowską. Jednym z opiekunów był Pan Profesor Pałka. Właśnie wtedy usłyszał mnie w innym repertuarze, który wykonywałem, podróżując autokarem. Po wycieczce zaproponował mi współpracę polegającą na doskonaleniu tej właśnie formy, tj. solowego śpiewu z gitarą. Pierwszym utworem, który „zrobiliśmy”, była kultowa piosenka Boba Dylana – „Blowin' in the Wind”. Po raz pierwszy zaśpiewałem ją w oryginale w sali konferencyjnej w siedzibie pewnego „komitetu” – obecnie to sala posiedzeń Rady Powiatu we Włodawie. Później pojawiła się „Odyseja”, ówczesny rumuński przebój, do którego polski tekst (specjalnie dla mnie) napisał wspominany już wcześniej Pan Stanisław Sulimierski. Był to prawdziwy hit moich solowych występów. Któregoś razu zaśpiewałem w Chełmie rosyjską pieśń pt. "Bradiaga (Włóczęga)". Śpiewałem ją wtedy po polsku, a w tekście znajdował się następujący fragment:

„ (…) Twój ojciec już dawno nie żyje

Zamknięty przykrywa go grób

A brat twój w dalekim Sybirze

Kajdany mu dźwięczą u stóp (…). 

I otóż wkrótce po występie Pan Dyrektor Poniewozik został wezwany do Chełma „na dywanik” tego samego „komitetu” (gdzie śpiewałem po angielsku), tyle tylko, że był to szczebel wojewódzki. Rozliczono Dyrektora za tekst tejże piosenki, a konkretnie za jedno słowo: „SYBIR”. Kiedy wrócił, z charakterystycznym dla siebie uśmiechem opowiedział o tym Profesorowi Pałce i mnie, i polecił, że dalej mam to śpiewać… No, może – jak powiedział – słowa „w dalekim Sybirze” dobrze by było zastąpić: „w dalekim więzieniu”. Ta historia pokazuje obraz rzeczywistości, w jakiej wówczas funkcjonowaliśmy.

Wartym odnotowania wydarzeniem z działalności Kapeli była realizacja, z wielkim rozmachem, artystycznego widowiska pt. „Lecz budę lubimy”, do którego scenariusz napisał Kolega Krzysztof Kusiuk z klasy humanistycznej. Role, jakie odgrywaliśmy, były przezabawne. Na przykład Kolega Andrzej Hauzer grał przybyłego ze Szkocji ekscentrycznego matematyka o nazwisku McCosinus, mnie natomiast przypadła rola „najlepszego z wychowania muzycznego”. Ów spektakl graliśmy kilkakrotnie – oddzielnie dla każdej ze szkół włodawskich. Artykuły o tym wydarzeniu pojawiły się w prasie ogólnopolskiej (np. „Sztandar Młodych”) wraz z poniższym zdjęciem. 

Fot. 1. „Lecz budę lubimy” – widowisko artystyczne. Występ w sali widowiskowej                           Włodawskiego Domu Kultury we Włodawie.

Motywacją do napisania tych wspomnień była seria zdjęć, jaka na początku czerwca 2020 roku pojawiła się na profilu fejsbukowym Pana Czesława Danilczuka. Stanowi ona fotorelację z Włodawskiego Turnieju Szkół, czyli I Licem Ogólnokształcącego i Zespołu Szkół Zawodowych Nr 1, który odbył się w 1977 r. Na jednej z fotografii uwieczniono występ Kapeli INO INO. To zdjęcie zobaczyłem po raz pierwszy po 43 latach od czasu jego wykonania. Bez chwili wahania zamieściłem je na swoim profilu. Wkrótce po tym pod zdjęciem pojawił się komentarz Pana Profesora Józefa Ferta, który spowodował, że zdecydowałem się na napisanie wspomnień o zespole.

Fot. 2. Występ Kapeli INO INO na Włodawskim Rynku podczas Turnieju Szkół w 1977 roku. (Autor zdjęcia Czesław Danilczuk).

Mimo upływu czasu moje wspomnienia są ciągle żywe. Z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że Kapela INO INO dla mnie, a myślę, że i dla moich wspaniałych Kolegów tworzących zespół była czymś wyjątkowym. Była naszym miejscem w szkole – miejscem – które sami tworzyliśmy, gdzie czuliśmy się docenieni, gdzie robiliśmy coś dobrego i robiliśmy to dobrze, z olbrzymią pasją. Z tej już odległej perspektywy czasowej i z tego, co się później wydarzało, wiemy, że muzyka bez pasji nie istnieje, a dźwięki wydobywane bez pasji – nic nie znaczą! Myślę, że to można przenieść na każdą dziedzinę ludzkiej aktywności… 


Comments

boguss said…
Super. Żałuję tylko że Profesora nigdy nie usłyszeliśmy z gitarą na zajęciach.
mirek said…
To prawda... gitary na zajęciach nie było, ale jeśli chcesz mnie posłuchać sprzed lat to zapraszam tutaj: https://www.youtube.com/watch?v=UEGnZlmuTxI

Popular posts from this blog

89… klasa z najlepszym widokiem!

O Koperniku w Modrzaku

Pasja rozumienia